niedziela, 25 sierpnia 2013

Shade.

Nadrabiamy zaległości :)

Mam dla Was kolejny rozdział, myślę, że zaspokoiłem oczekiwania niektórych czytelników :P

Jak zwykle proszę o komentarze <3

ZAPRASZAM!

____________________________

- Już od dawna zdarzały się takie tajemnicze porwania. - zaczęła Shirley - W Berlinie zniknęła trójka najlepszych ówczesnych uzdrowicieli, słuch o nich zaginął, ludzie twierdzą, że widziano ich w mieście, lecz nie ma na to żadnych dowodów, w Krakowie uprowadzono najpotężniejszego Maga Powietrza, który opanował wszystkie tajniki Magii Powietrza, w Amsterdamie podczas zgromadzenia Dwunastu Najwyższych tylko szóstka ocalała. - mówiła - Do tej pory było to jedną wielką zagadką, lecz pewnego dnia wszystko się zmieniło, wszystko wyszło na jaw. - powiedziała kobieta niepewnym głosem, zakłopotała się a jej głos załamał się.
- Babciu... - rzuciła po chwili April - wszystko w porządku? - zapytała.
- Tak, tak dziecko, nic mi nie jest. - odparła natychmiast Shirley, po czym spojrzała w zamurowane okno i jakby widziała jakiś obraz zaczęła opowiadać dalej - Tamtej nocy nasza Rada została zaatakowana przez grupę potężnych Czarodziejów i wybitnych Czarownic. Nikt nie był na to przygotowany. Wszyscy ubrani na czarno, na ustach mieli czarne maski, oczy zakryte ogromnymi kapturami, długie togi wydawały odgłos podobny do trzepotu skrzydeł, w ręce każdego z nich widniała ozdobna rózga, z której potężne zaklęcia latały w powietrzu powalając coraz to więcej naszych. Nie mieliśmy szans, tylko nieliczni zdołali uciec. Byliśmy ścigani przez długie lata, osobiście zlikwidowałam kilkunastu Shade'ów... - urwała nagle swoją opowieść bo w słowo wszedł jej Sean.
- Kogo? - zapytał.
- Shade'ów. - powtórzyła kobieta i widząc nierozumiejące spojrzenia jej słuchaczy dodała - Shade, jest to członek tajnej i elitarnej organizacji, która przymusowo werbuje najwybitniejszych Magów danej dekady. Jeszcze nikt im się nie oparł, najdłużej walczył Denis Russo, lecz jego też złamali. Pewnej nocy porwali jego rodzinę, żonę i dwóch synów, obiecali mu, że oddadzą ich całych i zdrowych, gdy tylko Denis przyłączy się do bractwa Shade'ów, gdy tylko tak się stało, na jego oczach ukochana żona i dzieci zostali pożywką dla wampirów. - wspominała drżącym głosem Shirley - Jeżeli kiedykolwiek zobaczycie na swojej drodze zakapturzoną, czarną postać trzymającą rózgę w dłoni, jak najszybciej uciekajcie w najbardziej absurdalne miejsce, do którego kiedykolwiek byście poszli, Shade'owie obserwują swoje ofiary kilka miesięcy, poznając ich zwyczaje, fobie, lęki i rzeczy dla nich najcenniejsze, gdy Shade nadchodzi, nie ma dla Ciebie ratunku. - przestrzegła Czarodzieja Ognia i zaczęła ciągnąć swoją historię - Ścigają mnie do tej pory, jestem tutaj z Wami tylko dzięki temu. - sięgnęła obiema dłońmi za kark, rozpięła naszyjnik, wyciągnęła spod białego płaszcza i pokazała go przyjaciołom. Była to mała, śnieżnobiała gwiazdka, która delikatnie lśniła bladym błękitem, rzucając słabą łunę światła na będące blisko niej twarze Seana, Dereka, Julii, April, Sonii i Sary. którzy patrzyli z zaciekawieniem na błyszczący przedmiot.
- Co to tak właściwie jest? - zapytała Czarodziejka Powietrza, którą wisior urzekł najbardziej.
- To jest moja kochana Stella Mane, czyli Poranna Gwiazda. - wytłumaczyła dziewczynie Shirley.
- A co ona robi? - spytała ponownie Air Sailor.
- Jej działanie jest nadzwyczaj użyteczne, mianowicie wchłania one wszystkie zaklęcia rzucone przez Shade'a, lecz tylko wtedy, kiedy jesteś świadoma obecności napastnika. - powiedziała Shirley.
- Dalej nie rozumiem. - powiedziała nieusatysfakcjonowana tym co usłyszała Sonia.
- Jej działanie uzależnione jest od Twojego umysłu, aby wchłonęła wrogie zaklęcia, Stella Mane musi być naprowadzona przez Twoje myśli na źródło, z którego wydobywa się wroga energia, czyli Shade'a. Jeżeli widzisz swojego wroga, ten medalion pochłonie jego zaklęcia, przetworzy energię i jeżeli użyjesz Białej Magii to Twoje zaklęcie zwiększy swoją siłę kilkukrotnie. - powiedziała pełna fascynacji Shirley.
Na twarzach szóstki przyjaciół pojawiło się pożądanie, zaskoczenie, zaciekawianie, zdziwienie i niedowierzanie, że tak mały przedmiot kryje w sobie tak wielką moc.
- Gdzie można taką zdobyć? - zapytał niespodziewanie Sean, któregowyjątkowo zaciekawiła Poranna Gwiazda.
- To nie jest takie proste... - zaczęła babcia April - Ten medalion wymaga wysokiej samokontroli, kilkunastoletniego doświadczenia w posługiwaniu się najpotężniejszą Białą Magią oraz odporności na uroki, które Stella Mane może rzucić na noszącego medalion.
- Przeciw zaklęcia? - zapytała zdziwiona April.
- Tak. - odparła Shirley - Nieodpowiednio używana, potęga Porannej Gwiazdy może sprowadzić Najpotężniejszego Czarodzieja, czy Najwybitniejszą Czarownicę na drogę samozagłady. Ukryty wewnątrz kryształu rodzaj Białej Magii pochodzi z serca Vivit Rosae, czyli Róży Życia. Jest to źródło wszelkiego rodzaju magii, jaki kiedykolwiek był używany na Ziemi, zarówno Białej jak i Czarnej.
- A co z tymi urokami, które Stella Mane może rzucić na posiadacza amuletu? - zapytała ponownie Natura Tellus.
- Ach tak... - zaczęła babcia dziewczyny - Nieprzygotowany na tak duże obciążenie magiczne Czarodziej będzie robił wszystko, żeby dotrzeć do Vivit Roase - to jedyne niebezpieczeństwo. Białą Magię bardzo łatwo pozyskać do stworzenia Porannej Gwiazdy, lecz gdy Czarodziej nie potrafi utrzymać tej energii przy sobie, kryształ to wyczuje, wpłynie na myśli takowego Czarodzieja i będzie nim kierował w sposób, który doprowadzi do śmierci właściciela Gwiazdy co sprawi, że energia bez nikogo kto mógłby ją kontrolować, wróci do źródła, z którego została pozyskana.
- Więc kryształ trzeba stworzyć samemu. - powiedział Sean wpatrując się w migocący amulet.
- Tak. - rzuciła od razu Shirley i widząc spojrzenia mężczyzny od razu dodała - Ale żeby posiąść wiedzę potrzebną do jego wykreowania, potrzebny jest tytuł Mistrza Sztuk Magicznych, który można osiągnąć jedynie zdając przygotowany przez Radę test, co jest nie lada wyzwaniem dla tak młodego Czarodziejka jak Ty. - zakończyła serdecznym głosem a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Czyli zabić Shade'a można jedynie posiadając Stella Mane? - zapytał Czarodziej Ognia nie spuszczając wzroku z lśniącego wisiora.
- Zabić? - zapytała zdziwiona Shirley.
Sean poczuł lekkie zakłopotanie i nie wiedział o co chodzi kobiecie.
- Przecież sama mówiłaś, że kilkunastu zlikwidowałaś. - rzuciła widząc zakłopotanie na twarzy kolegi April.
- Owszem mówiłam, ale różnica między zabiciem a zlikwidowaniem jest ogromna. - powiedziała chłodno Shirley.
- Więc co Wy z nimi robicie? - spytała Julia, która odezwała się pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Wybitny Czarodziej może jedynie ogłuszyć i obezwładnić Shade'a, nie ma ludzkiego sposobu na zabicie Shade'a. Nasza Rada składa się z siedmiu najznakomitszych Magów, jacy do tej pory stąpali po Ziemi, znają oni zaklęcia, których moc jest w stanie zdjąć klątwę rzuconą na Shade'ów. Jest to bardzo długi i mozolny proces, trwa od 7 do 21 miesięcy. Kiedy zlikwidujemy Shade'a, zabieramy go do azylu, gdzie zostaje oczyszczany z Czarnej Magii, która go przemieniła. Jak dotąd udało się im ściągnąć klątwę z 43 Magów i 12 Czarownic, dwoje zostało zabitych, ponieważ bronili się przed oczyszczeniem.
- Więc jak można zabić Shade'a? - spytał zaintrygowany tą historia Sean.
- Legenda głosi, że wraz z narodzeniem się rasy Shade'ów, narodziła się rasa Glamor'ów. Jedna przeciwko drugiej walczyli od samego początku. Glamor jest to stworzenie, które łączy w sobie cechy wszystkich czterech ras, wyglądem przypomina człowieka, szybkością wampira, siłą wilkołaka a ograniczone zdolności magiczne upodabniają go do Maga. Po mającej miejsce kilkanaście lat temu wojnie, w której rasa Glamor została zdradzona przez swoich braci, na świcie zostało kilku niedobitków, którzy przemierzają planetę w poszukiwaniu Shade'ów. Ostatnią osobą, która widziała Glamor'a był Martin Joel. - skończyła dramatycznym tonem.
- A gdzie jest teraz ten Martin? - zapytała półszeptem Sonia, którą całkowicie ogarnął tajemniczy nastrój całej tej opowieści.
- Joel nie żyje od 125 lat, Rada obawia się, że ród Glamor wyginął na dobre. - powiedziała pełnym grozy tonem Shirley łamiąc na końcu głos.
W domu nastała grobowa cisza, Shirley zapięła swój medalion z powrotem na szyi i schowała go pod białą togą. Niezręczną ciszę przerwał hasał spowodowany uderzeniem w drzwi domu.
- Co to było? - zapytała przerażona Sonia.
Zaraz po tym Sean wraz z Derekiem podeszli do drzwi i już mieli wyjść na zewnątrz, gdy usłyszeli męski głos:
- "Wiem, że tam jesteście. Jeżeli chcecie, żeby ona przeżyła, lepiej wyjdźccie z rękami podniesionymi wysoko do góry".
Przyjaciół ogarnęła lekka panika, lecz po chwili wszyscy znaleźli się na werandzie i zobaczyli klęczącą, okaleczona Kingę, która miała przyłożony nóż do szyi przez trzymającego ją za włosy mężczyznę.
- Reborn. - szepnął Sean.
- Babciu? - zapytała samą siebie April i zaczęła rozglądać się niespokojnie dookoła, lecz nigdzie nie widziała Shirley.
Wszyscy stali nieruchomo a z każdą kolejną upływającą chwilą z Kingi uchodziło życie. 



Czytasz = Komentujesz

Wasze komentarze motywują do dalszej roboty. Dzięki nim wiem czego chcecie więcej, na czym się bardziej skupić i jakie wątki dalej rozwijać. Może ten wpis jest krótki, ale zaczynam dalej dodawać coś świeżego :) 

Zapraszam do "Obserwowania" na Facebook'u i Lajkowania fanfage'a :)
Wszystkich informacje na dole posta. 

 
________________________________________
https://www.facebook.com/konrad.luszczek?ref=tn_tnmn - chcesz być na bierząco? Klikaj "Obserwuj"!
https://www.facebook.com/pages/The-Vampire-Avenue/612890052059666?ref=hl  - chcesz dowiadywać się o wszystkich aktualnościach bloga najszybciej, jak to tylko możliwe? Klikaj "Lubię to!"

środa, 21 sierpnia 2013

Ulica Longway.

 Niby wakacje, ale wolnego czasu brakuje :)
Mam dla Was dalszą część mojej historii, miłego czytania :)

P.S. Zostawcie jakiś komentarz, miło się je czyta :*

_______________________
- Uciekaj Michael!
- Mel co się dzieje?
- Szybko, są tuż za rogiem!
- Nie rozumiem o czym mówisz, kto jest za rogiem?
Zdezorientowany mężczyzna nie wiedział co się dzieje, był zdziwiony zachowaniem swojej przyjaciółki, z którą w pospiechu przemierzał ulicę Longway. Był to ciepły choć grudniowy wieczór. Otulone śnieżną pierzyną budynki, samochody i chodniki tworzyły złudne wrażenie bezpieczeństwa.
- Michael prędzej. Proszę pospiesz się!
- Melanie o co chodzi? - pytał zdenerwowany mężczyzna, który zatrzymał się na moment, aby podnieść upuszczoną przez dziewczynę rękawiczkę.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. - rzuciła, po czym skręciła w boczną alejkę, potrącając przy tym opierającego się o ścianę mężczyznę. - Przepraszam Pana. - powiedziała od razu.
Nieznajomy mężczyzna odwrócił się, zrobił kilka kroków do przodu a gdy światło zapalonej latarni rzuciło nieco blasku na jego twarz dziewczyna stanęła jak wryta.
- Dokąd się wybierasz Melanie? - zapytał chłodnym głosem.
Dziewczyna nie odrywając wzorku od błyszczących, jasno niebieskich oczu nieznajomego, cofała się powoli, kierując swojego kroki w stronę przyjaciela.
- Nie radzę. - rzucił nieznajomy kręcąc przecząco głową, lecz Melanie nie zatrzymała się.
- Mel, co to za mężczyźni? - zapytał przerażony Michael, gdy wokół nich zebrało się kilku tęgich osób, którzy utworzyli po chwili zwarte koło, uniemożliwiając ucieczkę parze przyjaciół.
- Złap mnie za rękę. - szepnęła dziewczyna wyciągając dłoń ku koledze, po czym dodała - Rób to co Ci powiem.
Mężczyzna otworzył usta chcą coś powiedzieć, ale poczuł lekki ucisk na swojej dłoni, który mówił "Zrób to o co Ciebie proszę".
- To jak będzie Kochanie? - zapytał niebieskooki nieznajomy - Jaka jest Twoja odpowiedź?
Melanie trzymając Michaela za rękę wzięła głęboki oddech, rozejrzała się dookoła, skupiła wzrok na swoim rozmówcy i krzyknęła:
- Oppugnare! - po czym w stronę otaczających ich ludzi ruszyły kamienne posągi, przypominające rzymskich żołnierzy, którzy powalili napastników.
- Teraz! - krzyknęła ponownie i ciągnąc przyjaciela za rękę rzuciła się do ucieczki.
Michael był przerażony tym co zobaczył. Nie miał na to żadnego logicznego wyjaśnienia. Ze strachem w oczach patrzył na biegnącą przed nim Mel.
- MICHAEL! - zawołała przerażonym głosem Czarodziejka, gdy poczuła, że dłoń jej przyjaciela wyśliznęła się.
Bez chwili zastanowienia odwróciła się o 180 stopni i zobaczyła, że jej przyjaciel został pojmany przez dwójkę przytomnych już mężczyzn.
- Zły ruch. - zaczął tajemniczy mężczyzna - Bardzo zły ruch. - dodał po chwili.
- Proszę, nie rób mu krzywdy. - mówiła zalana łzami dziewczyna - Zrobię wszystko, tylko zostawcie go w spokoju. - dodała.
- Masz rację, zrobisz wszystko co powiem, a teraz poniesiesz konsekwencję swojego głupiego zachowania. - powiedział chłodnym głosem mężczyzna, po czym w mgnieniu oka pojawił się przy Michaelu i wtopił swoje kły w jego szyję.
- NIE! Peter nie krzywdź go! - krzyczała zapłakana Czarodziejka, lecz wraz z każdą kolejną kroplą krwi wysysanej przez wampira, z ciała jej przyjaciela uchodziło życie.
- Brać ją. - rzucił po chwili Peter, którego twarz była zbryzgana krwią człowieka.
Bez zastanowienia dwójka stojących najbliżej wampirów podeszła pod klęczącą na śniegu, zapłakaną Melanie, chwycili ją pod pachy i cała banda zniknęła, pozostawiając martwe, wysuszone ciało Michaela na pokrytej śniegiem ulicy Longway. Półprzytomną Melanie prowadzono po schodach w górę jakiegoś bloku. Jej oczy błądziły ślepo po ścianach, lecz gdy przekraczali prób mieszkania zobaczyła numer wygrawerowany na złotej, ozdobnej blaszce, przykręconej małymi śrubkami do drzwi, widniała na niej liczba 407.
- Gdzie ja jestem? - zapytała oszołomiona Mel, gdy otworzyła oczy.
Zobaczyła przed sobą czarną szatę i ozdobną rózgę. Zdenerwowana dziewczyna chciała wstać, lecz jej kończyny były uwięzione w ciasno zaciśniętych pasach. Ostatnim obrazem, jaki ukazał się jej oczom był kalendarz, który wskazywał datę 21 grudnia 1983 roku, następnie nastała głucha ciemność.
                                                                                  ***
- Coś jeszcze? - zapytała kelnerka siedzącego przy stoliku mężczyznę.
- Nie dziękuję, to wszystko. - odparł zielonooki Thomas, który kończył pić wieczorną kawę w jednej z knajp znajdujących się na ulicy Longway.
Wpatrywanie w bawiące się po drugiej stronie dzieci przerwał mu dźwięk telefonu. Tom sięgnął do kieszeni i zobaczył SMS'a od swojej dziewczyny, która poprosiła o spotkanie. Mężczyzna zaproponował spotkanie w knajpie, w której aktualnie przebywał, lecz kobieta chciała spotkać się za dwie godziny w barze "RAINBOW", znajdującym się na drugim końcu ulicy. Thomas nie miał ochoty wychodzić tak wcześnie z knajpy, bo po krótkiej chwili na zewnątrz rozszalała się zamieć.
- Przepraszam. - zawołał do przechodzącej obok kelnerki.
- W czym mogę pomóc? - odparła serdecznym głosem kobieta.
- Poproszę jednak kawałek karpatki i gorącą czekoladę. - powiedział.
- A jednak Pan się zdecydował. - rzuciła z lekkim uśmiechem na twarzy kelnerka i poszła po zamówienie.
Czas płyną powoli. W ciepłym lokalu nie było za wiele osób. W narożniku siedziała matka, wyraźnie czymś zdenerwowana, i jej córka, która bawiła się stojącymi na stole serwetkami, przy barze usadowił się starszy mężczyzna, który raz po raz wlewał w siebie wódkę, w końcu przewracając się próbując wyjść na ulicę.
- Pomogę Panu. - zaproponował Tom, lecz staruszek wymamrotał coś pod nosem, podniósł się o własnych siłach i opuścił lokal.
- Niech się Pan nim nie przejmuje, zawsze tak kończy, to przez żonę, zostawiła go dla młodszego, aż dziwne, że ktoś ją jeszcze chciał, ohydna baba. - powiedziała kelnerka, która idąc do stolika Thomasa z jego karpatką i czekoladą, widziała całą sytuację.
Mężczyzna zareagował na słowa kobiety uśmiechem, rzucił okiem za szybę, chcąc zobaczyć, czy staruszek nie leży na chodniku, lecz nikogo nie zobaczył.
- Dziękuję. - odparł Tom i zabrał się za obfity kawał ciasta.
Gdy zjadł większą część karpatki i wypił ponad pół kubka czekolady, usłyszał na ulicy płacz dziecka.
W pobliżu nikogo nie było, matka z córką wyszły chwilę po staruszku a kelnerka krzątała się po zapleczu.
Thomas wyciągnął z portfela banknot dziesięciodolarowy, położył go obok niedokończonego deseru i wyszedł z lokalu, ubrawszy się wcześniej. Po przekroczeniu progu knajpy poczuł mroźny wiatr na swoich policzkach. Jego szalik i płaszcz były targane przez panującą zamieć. Mężczyzna rozglądał się dookoła, ale nigdzie nie mógł dostrzec żadnego dziecka, żadnego przechodnia, nikogo.
- Tom, zaczynasz wariować. - powiedział sam do siebie, spojrzał na zegarek i postanowił udać się do baru "RAINBOW". Szedł szybkim krokiem, przemarznięty do szpiku kości. Był sam na ulicy, przynajmniej tak mu się wydawało. Gdy tylko skręcił w boczną uliczkę został powalony jakimś zaklęciem. Oszołomiony wstał i odruchowo krzyknął:
- Epulso! - a wiązka energii pomknęła i rozbiła się o stojący kontener ze śmieciami.
TRZASK! Kolejne zaklęcie ugodziło go w plecy. Było ono silniejsze i bardziej bolesne niż poprzednie. Gdy mężczyzna podniósł się na nogi zobaczył na śniegu szarą strugę.
- Tropiciele. - wyszeptał.
Był teraz całkiem sam. Po jego lewej i prawej stronie stały budynki, jedyną drogą ucieczki był przód albo tył. Thomas zrobił kilka kroków przed siebie, lecz w jego stronę pomknęła kolejna struga zaklęć. Trzy pociski energii wirowały wokół siebie zmierzając w stronę Czarodzieja. Ten jednak nie dał się tak łatwo trafić.
- Protege! - wykrzyczał, a zaklęcia odbiły się od niewidzialnej tarczy i rozbiły o ściany bloków, pozostawiając po sobie migocący pyłek.
- Acernis. - powiedział po chwili ciszy mężczyzna i nagle pojawiło się kilkanaście takich samych osób jak on, które rozbiegły się jedne do przodu a drugie do tyłu.
W alejce zrobiło się ciemno, całą przestrzeń spowił dym. Z ciemności dobiegały tylko huki i grzmoty od rzucanych zaklęć. Wszystko trwało kilka chwil,. Gdy dym opadł na zbombardowanej ziemi leżał sparaliżowany Thomas, który ostatkiem sił próbował przeczołgać się do przodu. Jego starania skończyły się tym, że opadł całkiem z sił. Gdy ledwo żywy otworzył oczy, w jego głowie migały tylko obrazy, nieznajome twarze, stare, drewniane drzwi, czarna szata ze stojącą obok ozdobną rózgą i ten numer, który zapadł mu w pamięć, 407.
- Już czas. - odezwał się kobiecy głos, gdy w mieszkaniu zebrali się wszyscy zaproszeni goście, a Tom ostatni raz spojrzał na zegarek.
23:59, 21 grudnia 1993r.
W tym samym czasie czekająca na swojego ukochanego kobieta stojąca przed barem "RAINBOW" rozgrzewała ręce, spodziewając się ujrzeć wkrótce Thomasa, którego nigdy więcej nie zobaczy. 
                                                                        ***
- Kinga? - zapytała przerażona tym co zobaczyła Sonia, lecz Zaklinaczka stała jak wryta i nic nie odpowiedziała.
- Dzieci, musimy stąd odejść. - powiedziała Shirley, która niepokojącym wzrokiem rozglądała się po ulicy Longway - Chodźcie do mnie. - dodała, po czym wszyscy, prócz Kingi i Sonii, zebrali się wokół babci April.
- Kinga, choć, musimy iść. - powiedziała płaczącym głosem Sonia, która podeszła pod koleżankę i chwyciła ją za rękę.
- NIE! - krzyknęła Zaklinaczka ze łzami w oczach - Zostaw mnie!
- Ale Kinga... - zaczęła przerażona Sonia, po czym fala energii odrzuciła ją kilka metrów w tył.
- Dziewczęta! - zawołała Shirley, lecz było za późno.
Ogarnięta żalem po stracie matki Kinga podniosła medalion z ziemi i zniknęła w kłębie dymu.
- Testudine Munitum! - zawołała Shirley i cała paczka przeniosła się razem z nią do jej domu, do miejsca gdzie wszystko się zaczęło. 
- Ała! - krzyknęła April, gdy poślizgnęła się na gazecie i wylądowała na podłodze. 
Chwilowy śmiech przyjaciół został momentalnie skończony, gdy dziewczyna wzięła gazetę do ręki  i przeczytała nagłówek
"Regularne i tajemnicze zniknięcia ludzi na ulicy Longway".
- Babciu? - zapytała - Wiesz coś o tym?
 - Kochani, musicie o czymś wiedzieć... - zaczęła Shirley a nastrój panujący w gronie znajomych pogorszył się jeszcze bardziej.  

Czytasz = Komentujesz

Wasze komentarze motywują do dalszej roboty. Dzięki nim wiem czego chcecie więcej, na czym się bardziej skupić i jakie wątki dalej rozwijać. Może ten wpis jest krótki, ale zaczynam dalej dodawać coś świeżego :) 

Zapraszam do "Obserwowania" na Facebook'u i Lajkowania fanfage'a :)
Wszystkich informacje na dole posta. 

 
________________________________________
https://www.facebook.com/konrad.luszczek?ref=tn_tnmn - chcesz być na bierząco? Klikaj "Obserwuj"!
https://www.facebook.com/pages/The-Vampire-Avenue/612890052059666?ref=hl  - chcesz dowiadywać się o wszystkich aktualnościach bloga najszybciej, jak to tylko możliwe? Klikaj "Lubię to!"