środa, 12 lutego 2014

Złe oblicze dobra

Dzisiejszy rozdział łączy w sobie trzy wątki, bez których historia nie mogłaby się wkrótce zazębić ;) 

Cythia poprowadziła wszystkich w stronę starego supermarketu. Brudne szyby, a raczej to co z nich zostało, posłużyły im jako drzwi. Wampirzyca energicznym ruchem znalazła się w środku, Venus i Mars przenieśli się do środka przy pomocy magii, używali jej na każdym kroku. Dziewczyna porwana przez podmuch wiatru przeniknęła przez ścianę a chłopak zniknął w kłębie czarnego dymu i oboje zmaterializowali się obok Pierwotnej. Kinga i Sara ruszyły przodem. Wskoczyły do zdewastowanego sklepu i czekały na Dereka, który trzymając Julię na rękach ostrożnie stanął w miejscu szyby, rozejrzał się uważnie i wskoczył do środka. Spod jego ciężkich butów wydobył się nieprzyjemny odgłos kruszonego na drobny mak szkła. Mężczyzna stanął nieruchomo, rzucił okiem na Cythię i powiedział:
- Zaczekaj. - kobieta stanęła jak wryta i nieco zmieszanym głosem zapytała:
- O co chodzi?
Wampir zmrużył oczy i zobaczył, że dolna warga kobiety lekko zadrżała.
- Coś jest w środku. - odparł mężczyzna i przywołał do siebie gestem głowy Kingę i Sarę.
- O co chodzi? - zapytała Czarodziejka Wody.
- Coś tam jest, ona coś kombinuje. - szepnął do przyjaciółek i cała trójka przesunęła się w kąt pomieszczenia.
- Nie ufasz mi? - zapytała Cythia i odwróciła całkowicie twarz w stronę tria przyjaciół, na którego czele stał teraz Derek.
- Nie mówisz nam całej prawdy. - odparował beznamiętnym głosem wampir i czekał na reakcje jego rozmówczyni.
Kobieta patrzyła na przyjaciół jeszcze przez dłuższą chwilę aż w końcu przemówiła:
- Mars, Ventus, przyprowadźcie go.
- Tak jest, Pani. - odpowiedzieli zgodnym chórem i zniknęli za ścianą.
- Zaraz wszystkiego się dowiecie. - zwróciła się tym razem do Dereka i jego przyjaciółek.
Po paru chwilach Czarodziej Ognia i Czarodziejka Powietrza przyprowadzili mężczyznę przed oblicze Pierwotnej. Wampirzyca uśmiechnęła się, przyłożyła swoją bladą i zimną dłoń do jego twarzy, spojrzała na wampira trzymającego na swoich rękach Julię i powiedziała:
- Zawrzyjmy umowę.
Po tych słowach nastała głucha cisza, którą po kilkunastu sekundach przerwał przeraźliwy krzyk pojmanego mężczyzny.
***
- Sean szybciej! Nie możemy go zgubić! - krzyczała Ivy, która skacząc z dachu na dach goniła Shade'a, który mimo ogromnych obrażeń poniesionych w walce poruszał się bardzo szybko.
- Aeterna Flamma! - krzyknął Hybrid i w stronę Mrocznego Rycerza pomknął ognisty cannon
- Terra Conversionem! - zawołał tajemniczy mężczyzna a zaklęcie z ognistego zmieniło się w ziemne i powaliło Sean'a na ziemię. Iventary nie zwróciła na to zbytniej uwagi. Jej zadaniem było teraz zabicie tego Shade'a a nie pomoc przyjacielowi. Tropicielka naciągała na cięciwę po dwie strzały i kierowała ich groty w kierunku uciekającej postaci. Po chwili z nieba zaczęła spadać kaskada długich, czarnych i ostrych strzał Glamour'a. Kobieta myślała, że to załatwi sprawę jednak się przeliczyła.
- Succesedem! - krzyknęła postać i nagle wokół niej wyrosły ziemne słupy, które skutecznie ochroniły ją przed grotami strzał.
Widząc to Ivy postanowiła załatwić tę sprawę w inny sposób. Zeskakując na ziemię wystrzeliła jeszcze kilka strzał i gdy tylko wylądowała na ziemi ruszyła na rywala. 
- Scutum! - zawołał ponownie Mroczny Rycerz a przed jego twarzą wyrosła ziemna tarcza, która przyjęła na siebie pociski Glamour'a, lecz po chwili została rozbita pod wpływem silnego kopniaka wymierzonego przez Iventary. Zaczęła się walka wręcz. Szybka i zwinna Tropicielka trafiała bardzo często w powolnego i zdezorientowanego przeciwnika. W pewnym momencie Ivy odrzuciła Shade'a kilka metrów w tył a ten uderzył całym swoim ciałem w stojący nieopodal budynek. Do uszu dziewczyny dobiegł dziwny odgłos. Nie był to już dźwięk wydawany przez mężczyznę, lecz przez starszą, wyczerpaną kobietę. Tropicielka zbliżyła się do leżącego na ziemi ciała i chciała je podnieść, lecz przeciwnik stawił opór, zaczął się miotać i zniknął. Glamour nie wiedziała co tak na prawdę się przed chwilą stało, lecz czuła, że trzyma coś w dłoni. Spojrzała na swoją rękę, zwolniła uścisk i otworzyła dłoń. Był w niej kryształ emanujący bladym blaskiem. 
- Poranna Gwiazda, Shirley? - zapytała samą siebie, lecz wtedy poczuła przeszywający ból w kręgosłupie i upadła sztywno na ziemię. Tajemnicza postać okrążyła leżącą dziewczynę i wydarła z jej dłoni kryształ. Sparaliżowana Ivy ledwie uniosła wzrok do góry i zobaczyła stojąca nad sobą mroczną i przerażającą postać, która po chwili zniknęła pozostawiając po sobie głuche echo "Angelus musi umrzeć". Gdy tylko Shade zniknął zaklęcie paraliżujące przestało działać a Iventary odzyskała władzę nad swoim ciałem. 
- Wszystko w porządku? - zapytał Sean, który pojawił się obok przyjaciółki i pomógł się jej podnieść z ziemi - Zabiłaś go?- zapytał z nadzieją w głosie rozglądając się nerwowo w poszukiwaniu ciała. 
- Nie zabiłam go. - odpowiedziała beznamiętnym i obojętnym głosem Tropicielka - A w zasadzie jej. To chyba była Shirley. - dodała po chwili i razem z Hybridem udali się do pierwszego lepszego budynku. Gdy byli już bezpieczni kobieta nałożyła na ich ciała runy lecznicze i regenerujące.
- To wszystko nie ma sensu. - powiedział wreszcie Sean, który nie mógł uwierzyć w to, że Shirley dała się złapać Mrocznym Rycerzom
- To nie do końca tak wygląda. - odparła Ivy widząc utrapioną minę kolegi - Może miała na sobie togę Shade'a, ale gdy była nieprzytomna, a raczej, gdy tak mi się wydawało, podeszłam pod nią i przypadkiem zerwałam z jej szyi wisiorek, to była Stella Mane, Shirley nie jest Shade'em tylko celowo go udaje i właśnie to mnie przeraża. - dodała a jej głos załamał się. 
Do Hybrida nie mogło to dotrzeć. Nie Shirley, nie ona. Przecież tyle razy ich ocaliła, tak długo nad nimi czuwała. Czy to wszystko było po to, żeby teraz osobiście nas wykończyć? Mężczyzna nie wiedział co miał myśleć w tym momencie. 
- Musimy odnaleźć pozostałych. - powiedział wstając i wyciągając rękę do Tropicielki. Gdy tylko ta podała mu swoją dłoń zniknęli w towarzystwie migocącego pyłu. 
***
Szła teraz ciemnym korytarzem. Przed jej oczami była tylko mroczna ciemność. Jej dłonie ślizgały się po wilgotnej ścianie, która miejscami pokryta była jakąś lepką mazią. W korytarzu robiło się coraz cieplej. Wraz z kolejnymi krokami na twarzy dziewczyny rysowało się coraz więcej wyraźnych kształtów. Nagle jej sylwetkę otoczył delikatny, letni wiatr. Zobaczyła promienie słoneczne i skrawek niebieskiego nieba. Przyśpieszyła kroku. Była bardzo szybka i zwinna co ją zdziwiło bo nie należała do takich osób. Z zewnątrz do jej uszu docierał radosny świergot ptaków. Dziewczyna przyspieszyła kroku jeszcze bardziej i wypadła na polanę zalaną słońcem i kolorowymi kwiatami. W mgnieniu oka z jej gardła wyrwał się przerażający, mrożący krew w żyłach krzyk. Jej blada skóra stanęła w płomieniach. Z jej białego ciała zaczął unosić się dym i swąd spalenizny. Jej czerwone teraz oczy zaszły krwią. Dziewczyna po raz ostatni wyszczerzyła swoje wampirze kły i padła martwa na miękką, zieloną trawę, gdzie do reszty spłonęła. * Nagle otworzyła oczy. Była teraz w ciemnym i ponurym lesie. Jej ciało obdarte z odzieży i bielizny było zbryzgane ziemią, błotem i krwią. Nie widziała co się z nią dzieje. Wszystkie kości płonęły jej żywym ogniem. W ustach czuła smak krwi, lecz nie przeszkadzało jej to. Była teraz szczęśliwa choć jednocześnie przerażona. Wokół niej walały się szczątki ludzkiego ciała. Przerażona wstała i zaczęła uciekać jak najdalej się tylko dało. Ponure obrazy nie zniknęły. Im dalej biegła tym więcej ludzkich szczątków napotykała na swojej drodze. W pewnej chwili usłyszała wycie wilka. Stanęła jak wryta i nasłuchiwała. Po kilku chwilach wycie powtórzyło się. Dziewczyna ruszyła. Biegła szybko i nie zastanawiała się nad drogą, jakby znała ten teren doskonale. Pewnie stawiała kolejne kroki omijając drzewa, krzewy i inne przeszkody napotkane na swojej drodze. Księżyc lśnił srebrzystym blaskiem na letnim niebie usianym gwiazdami. Wycie było coraz głośniejsze i coraz bardziej wyraźne. Była na dobrej drodze. W pewnej chwili wyskoczyła zza krzaków a jej oczom ukazał się tuzin nagich i brudnych ludzi. "Zdążyłaś" usłyszała i poczuła, że jakiś mężczyzna łapie ją za rękę. "Czas zacząć zabawę" zabrzmiał jak dzwon głęboki i ciepły głos innego mężczyzny. Księżyc wisiał idealnie nad nimi. W momencie polankę, na której stali, wypełnił gruchot łamanych kości i krzyki cierpiących ludzi. Po kilkudziesięciu minutach wszystko ucichło a w powietrzu można było usłyszeć sapanie kilkunastu potężnych zwierząt. Do uszu dziewczyny po raz ostatni doszedł dźwięk wydawany przez wyjącego wilka i trzynaście wilkołaków, z dziewczyną na czele, ruszyło na rzeź. Tym razem polowanie nie poszło po jej myśli. Dzieci Księżyca wpadły na pole namiotowe i wyrżnęły całą siedmioosobową rodzinę. Miejsce masakry opuściło dwanaście bestii bo dziewczyna, która tak bardzo łaknęła krwi, leżała martwa a w pysku miała wilcze ziele, jedyną i skuteczną naturalną broń przeciwko wilkołakom. Kres jej bestialskiego życia dobiegł końca. * Dziewczyna ukryła się za ogromnym kontenerem. W powietrzu latały cannony. Była teraz w środku walki. Całej tej sytuacji towarzyszyły krzyki rannym lub umierających Czarodziejów lub Czarownic. Dziewczyna dostała znak od kobiety. Ruszyła przed siebie. Nagle poczuła paraliżujący ból w klatce piersiowej, lecz próbowała biec dalej. Odwróciła się i resztką sił wysłała przed siebie jakieś zaklęcie. Nagle ból w klatce piersiowej ustąpił a ona zobaczyła, że klęczy przed nią martwy mężczyzna, którego przebiła ziemnym zaklęciem. Dziewczyna zerwała się na równe nogi i dotarła na miejsce, z którego mieli ją przenieść do azylu. Stanęła pomiędzy dwoma ogromnymi budynkami i czekała na portal. Zamiast niego pojawiły się dwie postacie. Dziewczyna nie wiedziała o co im chodzi. Nie zdążyła nawet ruszyć ręką i już po chwili grzmotnęła o ziemię a z jej martwych oczy popłynęły łzy. * Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Bawiła się świetnie ze swoimi przyjaciółmi w jednej z pobliskich kawiarni. Nie myślała wtedy, że  może spotkać ją coś strasznego. Paczka znajomych postanowiła pójść na kręgle. Dziewczyna powiedziała, że dołączy do reszty za kilka minut, ponieważ musi skorzystać z toalety. Po chwili stała przed lustrem i myła dłonie. Przestraszyła się bo nie zobaczyła swojego odbicia w lustrze, lecz szybko zamknęła oczy i gdy otworzyła je ponownie jej odbicie było na sowim miejscu. Dziewczyna złapała swoja torebkę, zarzuciła skórzaną kurtkę na ramiona i wyszła z kawiarni. Zrobiła kilka kroków i w mgnieniu oka jej ciało roztrzaskało się o ścianę biblioteki, w którą wepchnęła ją nadjeżdżająca ciężarówka. * Angelus podniósł się na równe nogi i zobaczył przed sobą lśniącą postać w długiej, białej todze. Dziewczyna nie wiedziała co się z nią wtedy działo, leczy była pewna, że było to związane z tą dziwną personą stojącą przed jej twarzą. 
- Nie bój się, April. - Anioł przemówił ciepłym i dźwięcznym głosem - Mam dla Ciebie dwie informacje. - dodał po chwili i zbliżył się do niej - Te cztery wizje, których byłaś świadkiem, albo raczej bohaterką, to Twoje wcześniejsze wcielenia. 
- O czym Ty mówisz? - zapytała zdezorientowana dziewczyna - Czekaj, ja Cię znam, jesteś Shitoke, ale przecież Sonia Cię, Cię... - Angelus nie mogła dokończyć zdania bo nie wierzyła w to co aktualnie widziała.
- Zabiła. - skończył za nią Anioł - Tak, Twoja przyjaciółka mnie zabiła, Ty też jesteś martwa, dlatego możesz ze mną porozmawiać, to ta pierwsza informacja. - oznajmił spokojnym tonem Anioł.
- Co? To nie możliwe! - April przerażona tym co właśnie usłyszała nie wiedziała co miała wtedy ze sobą zrobić. 
- Spokojnie. - uspokoił dziewczynę Anioł - Jesteś rozwiązaniem wszystkich problemów, jesteś połączeniem czterech ras, jesteś lekiem na zło tego świata, dzięki temu będziesz żyć, teraz wrócisz na Ziemię i będziesz zobowiązana zakończyć tę wojnę, lecz pamiętaj, że od tej chwili jesteś najbardziej poszukiwaną osobą na Ziemi i że wszystkie mroczne bestie pragną Twojej śmierci. - powiedział Shitoke a przed oczyma April pojawiła się oślepiająca jasność. 
Po kilku chwilach dziewczyna otworzyła oczy i zobaczyła, że zmierza do niej czworonożna bestia, która po chwili zmienia się w człowieka. Gdy obraz przed jej oczami się wyostrzył dziewczyna z niedowierzaniem zapytała:
- Max, to na prawdę Ty? - po czym zorientowała się, że za jej znajomym ze szkoły stoją jeszcze dwa wilkołaki gotowe do ataku. Bestie w mgnieniu oka rzuciły się na April a na ich czele stanął kolega ze szkolnych lat. 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! 

piątek, 7 lutego 2014

Każdy kiedyś kochał

Chorym :O

Ciało Julii leżało bezwładnie na ziemi. Jej włosy zmieszane z brązową mazią ułożyły się w kształt aureoli otaczającej jej głowę. Derek stał jak wryty. Nie mógł wydusić z siebie ani słowa, nie mógł się ruszyć, nie było go wtedy stać na jakąkolwiek reakcję. Do ciała Julii jako pierwsza podbiegła Kinga, która otrząsnęła się z amoku i zaczęło do niej docierać co się stało. Nie dotykała ciała martwej koleżanki jednak próbowała jakoś je objąć, w jakiś sposób coś poradzić, pomóc jej wyjść z tego stanu. Nagle Sara zbliżyła się do Czarodziejki Wody i odciągnęła ją na bok.
- To już koniec, nic nie możemy dla niej zrobić. - powiedziała gorzkim głosem a z jej oczu popłynęły łzy.
Kinga wtuliła się w przyjaciółkę i zaczęła cicho szlochać. W powietrzu rozległ się nieoczekiwanie dźwięk tłuczonej stali. Przyjaciele zwrócili się w stronę zaułka i zobaczyli, że w ich stronę leci stary kontener na śmieci.
Ventilabis! - krzyknęła w jednej chwili Saga i machnęła ręką. Kontener jakby złapany w jej dłoń zatrzymał się by zaraz potem móc rozwalić się o ścianę stojącego obok budynku.
- Co to było? - zapytała przerażonym głosem Kinga, lecz w odpowiedzi została potraktowana zaklęciem paraliżującym.
Gdy dziewczyna leżała skulona na ziemi z ciemności wydobył się głos:
- Angelus, oportet eum gladio occidi. Anioł musi zostać zabity. 
W mgnieniu oka ogromna masa ognia ruszyła na grupę przyjaciół, lecz po chwili znikła a tuż za nią stał Sean, który zniwelował działanie zaklęcia przeciwnika.
- Pokaż się tchórzu! - zawołał mężczyzna a jego zew jakby został wysłuchany.
Z ciemnej uliczki wyłoniła się mroczna postać z zakapturzoną twarzą, która trzymała w ręce zdobioną rózgę.
W jej kierunku w ułamku sekundy pomknęła długa, czarna strzała. Shade wyciągnął rękę i złapał pocisk w lewą dłoń, po czym upuścił ją na ziemię.
- Summon Umbra. - powiedziała tajemnicza postać a u jej boku zmaterializowały się dwie bestie podobne do psów. Miały po dwie głowy, w pyskach po dwa rzędy ostrych jak żyletki kłów, na miejscu sierści unosiła się gęsta, gazowa masa. Umbry ruszyły w kierunku Glamour'ów a wszystko czego dotknęły topiło się jak oblane kwasem.
- Co to za bestie? - zapytał Sean, który widział te kreatury pierwszy raz w życiu.
- To Umbry, są szalenie niebezpieczne i bardzo trudne do zabicia. - odparła spokojnym głosem Iventary, która naciągnęła kolejną strzałę na cięciwę i delikatnie uniosła łuk do góry.
- Igniter! - krzyknął mężczyzna a jego katany zapłonęły żywym ogniem - To jak my je pokonamy? - zapytał ponownie?
- Nie będziemy z nimi walczyć. - odrzekła Ivy i kilkoma zwinnymi ruchami znalazła się na dachu budynku, o który roztrzaskał się kontener - Zajmiemy się nim. - dodała i zaczęła strzelać w kierunku Shade'a czarnymi strzałami.
Przeciwnik bardzo zwinnie omijał kolejne strzały, lecz nadział się na jedną z nich i poczuł przeszywający ból w prawym udzie. W tym momencie jedna Umbra zniknęła.
- Gdzie ona się podziała? - zapytał zdezorientowany Czarodziej Ognia, lecz po chwili zrozumiał, że przywołanie potwora zużywa bardzo dużą ilość energii a jego kontrolowanie nie wiele mniej.
- Ablatione! - krzyknął Hybrid i zniknął w chmurze czarnego dymu.
Umbra obrała sobie nowy cel. Był nim stojący nieruchomo Derek, który jakby zamarzł i nie mógł nic zrobić. Bestia sunęła powoli w jego kierunku. Widząc to Saga rzucała zaklęcia bojowe, chcąc zwrócić na siebie uwagę kreatury lub trochę ją spowolnić, lecz mroczna mara nie zwracała na nią żadnej uwagi. Gdy bestia była blisko sparaliżowanego ciała Kingi, Sara podbiegła pod nie i rzuciła zaklęcie ochronne, które obroniło je przed działaniem toksycznego ciała Umbry. Psopodobne stworzenie przekroczyło leżące na ziemi ciało wampirzycy, roztapiając jej skórę i ubranie, i rzuciło się na wampira. W tej samej chwili przed Shade'em zmaterializował się Sean, którzy robiąc obrót wymierzył cios przeciwnikowi. Jego katany rozcięły klatkę piersiową Mrocznego Rycerza pozostawiając na niej krwawiący znak X, lecz skaleczony mężczyzna odrzucił Czarodzieja Ognia do tyłu silnym zaklęciem i zaczął uciekać. Umbra nie zdążyła zadać żadnego ciosu Derekowi, jedynie sparzyła jego skórę i zniknęła pozostawiając po sobie ohydny swąd. Krwiopijca nie zwrócił uwagi na swoje okaleczone ciało. Jego uwagę przykuła wtedy regenerująca się powoli skóra Julii.
- Jak to w ogóle możliwe? - zapytał sam siebie, lecz zrobił to na głos.
- Za nim! - zawołała Tropicielka i razem z Hybridem ruszyła w pogoń za okaleczonym Shade'em. Po kilku chwilach od momentu zniknięcia Mrocznego Rycerza zaklęcie paraliżujące przestało działać. Kinga zerwała się z ziemi i łapczywie zaczerpnęła powietrza, jakby właśnie uchroniła się przed utonięciem.
- Już wszystko dobrze, spokojnie. - powiedziała od razu Sara i przyjęła na siebie mocne uściski koleżanki.
W tym samym czasie Derek zbliżył się do ciała wampirzycy.
- Derek... - zaczęła mówić Zaklinaczka, lecz wampir uciszył ją gestem ręki.
Mężczyzna wytężył słuch a do jego uszu doszedł cichy szmer regenerującego się ciała.
- Co Ty... - dziewczyna ponowiła swoje pytanie, lecz w zamian Derek pokazał jej swoją rozjuszoną, wampirzą twarz.
Krwiopijca zbliżył się jeszcze bardziej, uklęknął na kolano i przyłożył delikatnie głowę do klatki piersiowej dziewczyny. Buzujące w nim emocje nie pozwoliły mu na początku nic usłyszeć, lecz gdy tylko je opanował usłyszał cichutki, prawie niedostrzegalny szum. Była ta tocząca się tempem niepełnosprawnego żółwia krew.
- Ona żyje. - rzucił nagle mężczyzna.
- O czym Ty mówisz? Przecież... - Saga urwała bo Derek w mgnieniu oka pojawił się przy niej, złapał ją za ramiona, spojrzał głęboko w oczy i powiedział:
- Ona żyje, jej ciało się regeneruje, w jej żyłach ciągle płynie krew, ona żyje.
W pierwszej chwili dziewczyna nie mogła, albo nie chciała uwierzyć w to, co mówił do niej przyjaciel. Wstała i podeszła pod ciało Julii, które już całkowicie wróciło do swojego pierwotnego wyglądu.
- To nie możliwe. - szepnęła cicho Sara i po chwili dodała - Muszę odprawić rytuał, żeby zobaczyć co się z nią teraz dzieje.
- Zwariowałaś, nie możesz tego tutaj zrobić, przecież w każdej chwili ktoś lub coś może Ci przerwać a chyba wiesz czym grozi przerwanie rytuału, prawda? - zapytał zdenerwowany mężczyzna, lecz w odpowiedzi usłyszał:
- Kinga, za chwilę zrobisz wokół nas coś w rodzaju lodowego kokonu, zrozumiałaś? A Ty lepiej przynieś z domu zapałki. - powiedziała Zaklinaczka zwracając się do przyjaciół.
Derekowi dostarczenie świec zajęło moment, więc po chwili Kinga mogła zacząć czarować.
- Aqua Unda. - powiedziała spokojnie Czarodziejka Wody a wokół grupy przyjaciół wyrosła potężna fala wody, która zamknęła się ze wszystkich stron i stworzyła wodny słup, który zaczął zamykać się uniemożliwiając dostanie się do środka.
- Zapomniałam o kredzie. - rzuciła nagle Sara, lecz Derek pomyślał o tym wcześniej i pokazał jej pudełko z białymi kredami.
- Glaciation. - szepnęła Kinga i zewnętrzna warstwa wody zamieniła się w twardą, lodowatą skorupę. Wewnętrzna warstwa wody dalej kręciła się delikatnie w około rzucając błękitne światło na otaczającą przestrzeń.
- Dobra robota. - powiedziała krótko Saga i sięgnęła do pudełka po kredę.
Narysowała wokół ciała Julii trzy symbole. Po lewej stronie połówkę księżyca, po prawej stronie połówkę słońca a oba te symbole zawarła w kwadratowym polu, które miało być imitacją lustra. Wampir postawił duże, białe świecie na rogach malunku oraz jedną przed Zaklinaczką.
Dziewczyna usiadła na ziemi, założyła nogę na nogę, oparła łokcie na swoich nogach i dłonie skierowała ku sobie, tworząc coś w rodzaju pozycji do medytacji. Wampir spojrzał na nią i zrobił kilka kroków do tyłu, rytuał się zaczął.
Z ust Sagi zaczęły wydobywać się słowa w nieznanym wampirowi języku, malunek przedstawiający słońce zniknął a prawa strona lodowatego kokonu zajaśniała, przy kolejnych słowach zniknął symbol księżyca a lewa strona kokonu pogrążyła się w mroku. W jednej chwili cztery świece zapłonęły intensywnym ogniem i nastała cisza. Sara przeniosła się do równoległego świata.
- Co się stanie, jeżeli ktoś przerwie jej rytuał? - zapytała zdenerwowana Kinga.
- Zginie. - odparował beznamiętnym tonem wampir i skupił się Sarze.
Jej dusza przybrała formę srebrzystego pyłku, który imitował jej sylwetkę. Zaklinaczka spojrzała za siebie. Zobaczyła wirujący dookoła pyłek wokół Kingi, która czarowała wodę, zobaczyła lśniącą sylwetkę Dereka, który nie posiadał duszy a to co z niej zostało, było na zawsze uwięzione w jego martwym ciele. Sara zwróciła swój wzrok ku Julii, która leżała bez ruchu.
- Julia, słyszysz mnie? - zapytała dziewczyna a jej oczom ukazała się niekształtna, połyskująca bladym światłem sylweta wampirzycy, która leżała obok ciała, do którego należała - Co z Tobą?
- Umieram. - rzuciła zimnym tonem wampirzyca - Jestem teraz pół człowiekiem, pół wampirem, nie wiem co jest gorsze, bycie półmartwą czy bycie półżywą.
- Ale jak to jest w ogóle możliwe? - zapytała ponownie zdezorientowana Czarodziejka.
- W tym kołku jest coś wyjątkowego, co prawda, prawie przez niego umarłam, ale czuję, że jest czymś więcej niż tylko drewnianą bronią na Dzieci Nocy, nie wiem jak to nazwać, ale tak właśnie jest. - powiedziała Julia, wstała, rozejrzała się dookoła i dodała - Mamy towarzystwo. - po czym delikatnie schowała się w ciele, z którego wyszła. Zaklinaczka szybkim ruchem głowy zaktualizowała informacje o ilości osób przebywających w kokonie. Było źle, lodowatą kulę otoczyły jakieś stworzenia, były ich dziesiątki. Delikatny pyłek ledwie tlił się w ich ciałach, wampiry.
Kinga zaczęła atakować je zamarzającymi kulami wody, wysyłała w ich stronę wodne cannony i lodowate sople, lecz w pojedynkę nie mogła sobie dać z nimi rady. Sara musiała wracać. Rzuciła okiem na ciało Julii po raz ostatni i powiedziała:
- Wyciągnę cię z tego, obiecuję. - po czym wróciła do pozycji wyjściowej, zamknęła oczy i zaczęła wypowiadać słowa zaklęcia od tyłu, tym razem brzmiały jeszcze bardziej dziwacznie niż początkowo. Lewa strona kokonu rozjaśniała, prawa strona kokonu przestała wydawać z siebie blask, świece nagle zgasły a Zaklinaczka otworzyła oczy. Do jej uszy od razu dobiegły odgłosy walki, huki i grzmoty dobijających się wampirów, ich jęki i krzyki, gdy zostawały ugodzone zaklęciami.
- Dłużej już tak nie mogę! - krzyknęła Kinga i spojrzała zmęczonymi oczyma na przyjaciół.
- Rozwal to! - zawołała Sara, której przy dłoniach zaczęła zbierać się połyskująca łuna - Rozwal!
Czarodziejka Wody nie śmiała odmówić przyjaciółce. W kokonie nagle wszystko zamarło a z usta Kingi wydarło się zaklęcie:
 - Crepitus! - kokon pękł. W mgnieniu oka lodowa fala zniknęła, pozostawiając po sobie zimną aurę i dziesiątki zamarzniętych wampirzych ciał.
- Lucidity! - zawołała zaraz po tym Saga i ogromna masa energii ruszyła na wszystkie strony rozbijając lodowe ciała krwiopijców.
Było po wszystkim, nic nie zostało, ani jeden wampir nie stanowił już zagrożenia, wszystkie zostały zniszczone.
Przyjaciółki popatrzyły po sobie i posłały gratulujące uśmiechy.
- Czego się dowiedziałaś? - rzucił bez zastanowienia Derek.
- Julia... - zaczęła Zaklinaczka - ona żyje, jesteś w fazie przejściowej, jest prawie martwa, ten kołek ma coś wspólnego z jej stanem. - odpowiedziała szybko dziewczyna i zwróciła się do Kingi - Jest coś o czym nam nie powiedziałaś, czym na prawdę jest Exterminatore? - zapytała Saga i wlepiła wzrok w przyjaciółkę.
- Wszystko Wam opowiem, ale na początku musimy zabrać stąd Julię, jeżeli chcemy ją ocalić, proponuję zabrać ją od razu do Josepha. - odparła Czarodziejka Wody.
Na to imię Derekowi włosy stanęły dęba.
- O czym ty do cholery mówisz? - zapytał zdenerwowany.
- Za mną, do Tower of London mamy kawałek, wszystkiego się dowiecie. - odparowała dziewczyna i ruszyła przed siebie.
- Co z nią? - zapytał wampir patrząc na ciało swojej dziewczyny.
- Zajmę się tym. - oparła Sara i rzuciła na koleżankę zaklęcie paraliżujące, które uniemożliwiało przesunięcie się kołka jeszcze bliżej serca.
Gdy wszystko było gotowe, mężczyzna wziął ciało wampirzycy na ręce i ruszył na spotkanie z Pierwotnym Wampirem. 
- Historia Niszczyciela sięga samego początku... - Kinga zaczęła swoja historię - Syrine była w ciąży. Jej rodzina mieszkała na skraju miasteczka Canitville, gdzie cieszyli się sławą i dostatkiem. Życie toczyło się swoim torem. Dziecko w łonie rosło a jego matka czuła się świetnie. Wtedy właśnie nadeszła noc, która zmieniła wszystko. Syrine była w domu tylko ze służką, która pomagała jej w codziennych obowiązkach. W lesie zaczęło się coś dziać, zwierzęta zostały spłoszone a w wiosce nagle życie zamarło. Syrine na początku nic nie zauważyła, szykowała się do snu, lecz usłyszała przeraźliwy krzyk swojej służącej. Kobieta w mgnieniu oka zamknęła drzwi od sypialni i wcisnęła się w ciemny kąt swojego pokoju. Po kilku chwilach biciu jej serca zaczęły towarzyszyć kroki, które zbliżały się do sypialni. Przerażona Syrine nie miała dokąd uciec. Drzwi wyleciały z zawiasów a w progu stanął jakiś mężczyzna. Filius (Dziecko)  - powiedział i wskazał na brzuch kobiety. Zrobił kilka kroków do przodu i stanął twarzą w twarz z kobietą. Jego oczy były martwe, przekrwione. Blada skóra kontrastowała z kruczoczarnymi włosami i czerwonymi jak krew ustami. Jesteś moim wybawieniem - powiedział tajemniczy mężczyzna i klęknął przed kobietą. Podniósł jej koszulę i spojrzał na brzuch, w którym było dziecko - Teraz ty będziesz dzierżył klątwę.  Nagle do pokoju wbiegli dwaj mężczyźni. Jeden strzelił do nieznajomego z jakiejś prymitywnej broni, zwracając na siebie jego uwagę, drugi zaś podbiegł do napastnika i przebił jego klatkę piersiową drewnianym kołkiem, który leżał na komodzie. Tajemniczy mężczyzna upadł na kolana. Syrine podbiegła do niego chcąc mu pomóc, lecz napastnik złapał ją za nadgarstek i wtopił swoje zęby w jej ciało, po czym umarł. Kobieta poczuła przenikający ból, to ten moment, zaczęła rodzić. Mężczyźni zwołali kilka kobiet z okolicy i kilkanaście godzin później na rękach Syrine leżał jej mały synek. Nazwę go Joseph - oznajmiła kobieta. Chłopiec dorastał tak jak inne dzieci, uczęszczał do szkoły, pobierał nauki walki mieczem i jazdy konnej. Z biegiem lat stał się wzorem do naśladowania dla innych. Kilka lat później ożenił się, przeprowadził do małego domku na wzgórzu i założył rodzinę. Miał córkę, którą kochał nad życie, lecz której nie mógł pokazywać światu, ponieważ, jak wtedy myślano, miała uczulenie na słońce. Mężczyzna zapragnął drugiego dziecka, które będzie mogło normalnie funkcjonować. Tej nocy jego żona była już w łóżku. Joseph zaczął ją rozbierać, lecz ona nie chciała tego co on. Zaczęli się szarpać. W tej małej bójce kobieta rozcięła sobie szyję. Joseph poczuł dziwny zapach, pierwszy raz w życiu wiedział, że to zapach szczęścia. Zbliżył się do swojej żony i zlizał z jej szyi krew. Gdy jej tylko posmakował nie mógł się oprzeć. Zakrył usta kobiety, żeby ta nie mogła krzyczeć i osuszył ją do cna. Obudziwszy się następnego dnia zorientował się, że jego słuch, wzrok i węch zdecydowanie się polepszyły. Był szybszy, zwinniejszy i silniejszy niż zwykle. Czuł się wszechmogący. Widząc ciało swojej martwej żony pozostał niewzruszony. Stanął przed zasłoniętym oknem, złapał zasłony i wpuścił do pokoju blaski porannego słońca. Jego ciało przeszył niewyobrażalny ból. Joseph szybko schował się do ciemnego rogu pokoju i postanowił poczekać, aż słońce zajdzie. Wieczorem zaczął dręczyć go głód. Nie mógł się powstrzymać. Wytłumaczył swojej małej córce kim są i razem ruszyli do wioski. Jedna noc wystarczyła im, żeby wymordować wszystkich mieszkańców. Gdy mężczyzna trzymał w ramionach swoją zbryzganą krwią matkę, ta powiedziała: Więc to właśnie jest ta klątwa. Joseph nie rozumiał wtedy tych słów. Wrócił do swojej posiadłości, spakował wszystkie swoje rzeczy i razem z córką opuścili wioskę. Tułali się od miasteczka do miasteczka, mordując i zaspokajając głód. Pewnego dnia córka Josepha chciała z tym skończyć, chciała zginąć. Wystawiła się na działanie słońca, lecz ojciec zdążył ją uratować. Zamknął ją w lochu rozciągającym się pod miasteczkiem i co noc przynosił jej ofiarę, dzięki której mogła przeżyć. Dziewczyna nauczyła się hamować głód i puszczała wolno swoje ofiary. Nauczyła się również wpływać na ich wolę, dzięki czemu nic nie pamiętały. W międzyczasie Joseph znalazł wiedźmę, Fireline, która stworzyła dla niego antidotum na wampiryzm. Był to drewniany kołek, który miał zniszczyć wampirzą naturę jego córki. Był jednak jeden haczyk, aby kołek zadziałał prawidłowo, należało zabić dziesięć wampirów, które nie powstały z krwi Josepha. Mężczyzna szukał innych krwiopijców i ich zabijał, lecz kołek dalej nie działał prawidłowo. Wszystkie wampiry, które do tej pory zabijał, okazywały się być niedobitkami, na których się żywił on i jego córka. Pewnego dnia, gdy Joseph poszedł odwiedzić córkę, jej tam nie było. Zmanipulowała swoje ofiary tak, że te ją uwolniły i wyprowadziły z lochów. Dziewczyna poczekała na wschód słońca. Tym razem jej ojciec nie zdążył z pomocą. Udało jej się, dopięła swego, spłonęła na oczach najbliższej jej osoby, która tak bardzo ją kochała, dla której była całym światem. Joseph przysiągł sobie wtedy, że znajdzie winnego śmierci jego córki, lecz wiedział, że sam jest tego winien. Od tamtego czasu przemierzał świat bawiąc się ludźmi, nabierając sił, szukając wampirów, które mogły aktywować kołek, bezskutecznie. Dopiero kilka wieków później na Exterminatore'rze pokazał się symbol 'I'. Wampir, którego zabił pochodził z innej rodziny, nie był stworzony przez niego. Okazało się, że było też inne dziecko, które zostało przeklęte, Cythia, której krew była rozwiązaniem problemu Josepha. Mężczyzna zabił jeszcze kilka wampirów, dzięki którym aktywował kołek, lecz pewnej nocy został zaatakowały przez czarownice, które ukradły jego lekarstwo i zniknęły, jakby zapadły się pod ziemię. Od tamtego momentu słuch o tym magicznym kołku zaginął, aż do teraz. To w skrócie cała historia Niszczyciela. - Kinga skończyła swoja opowieść i nagle zatrzymała się bo na jej drodze stała jakaś kobieta.
- Nareszcie! - rzuciła kobieta - Szukałam was kilka dni, potrzebuję waszej pomocy.
- Kim jesteś? - zapytała Czarodziejka Wody.
- To dziwne, że o mnie nie słyszałaś, jestem Cythia. - wampirzyca odparła z uśmiechem na ustach a serca przyjaciół zaczęły łomotać jak dzwony - Musicie pomóc mi zabić Josepha i to jak najszybciej. - ta prośba kompletnie zaskoczyła Dereka, Kingę i Sarę - A oto mój wkład w tę akcję. - dodała kobieta a obok niej pokazała się znikąd dziewczyna - Jestem Venus.
- A ja Mars - rzucił chłopak, który pokazał się z drugiej strony.
- Igne et Vento - powiedziała wampirzyca - Ogień i Wiatr. - widząc zdezorientowane miny paczki przyjaciół Cythia dodała - Lepiej chodźmy gdzieś porozmawiać, tutaj jest trochę niebezpiecznie. - I ruszyła przed siebie w towarzystwie Czarodzieja Ognia i Czarodziejki Powietrza - Śmiało, nie ma się czego bać. - zwróciła się serdecznym głosem do Kingi, która wraz z przyjaciółmi ruszyła na rozmowę z Cythią, Pierwotną Wampirzycą.

Czytasz = Komentujesz =)