piątek, 12 lipca 2013

Patronka część III

 Witajcie :)
III część "Patronki" prosto z pieca. Niby mam wakacje, ale sami wiecie jak czasami jest z czasem wolnym także postaram się jak najszybciej napisać kontynuację The Vampire Avenue :)

Kochani, proszę Was tylko o jedno, KOMENTUJCIE!
A tym czasem, enjoy!

_________________________

Trójka przyjaciół wpatrywała się w zakapturzoną postać ze strachem w oczach. Skąd ona wie kim są Nasi przyjaciele? Gdzie ona Nas wysyła? Co ma zamiar zrobić dalej? Czy to pułapka, czy na prawdę coś złego się dzieje? Co mamy zrobić, zlekceważyć to, czy sprawdzić?
Wtedy takich pytań całej trójce nie brakowało.
- "Nie ma czasu do stracenia." - usłyszeli delikatny, kobiecy głos ponownie w swoich głowach.
Sonia obrzuciła niespokojnym spojrzeniem Sean'a, który bacznie przyglądał się tajemniczej postaci, która wciąż trzymała wyciągniętą rękę wskazującą ulicę Longway.
- Nawet tego nie próbuj. - odezwała się zakapturzona kobieta a Czarodziej Ognia nagle zesztywniał.
- O czym ona mówi? - zapytała szybko Air Sailor - Sean, co Ty chciałeś zrobić, chyba nie... - dziewczyna nie zdążyła dokończyć, bo w jej myślach rozbrzmiał ponownie ten sam głos, którego obawiała się Czarodziejka Powietrza.
- "Sonia, musicie pomóc mojej April, proszę Was."
Dziewczyna powoli obróciła się na pięcie i stała teraz naprzeciwko "Białej Damy", nazywając tak nieznajomą.
- Czy to w ogóle możliwe? - zapytała tak jakby samą siebie - Nie, to nie może być prawda. - dodała - Proszę Pani? To naprawdę Pani? - pytała ostrożnie Sonia powoli zbliżając się do kobiety w bieli.
Gdy dzieliło je zaledwie kilka kroków, nagle zerwał się mocny wiatr, który wzbił chmurę kurzu przesłaniając wszystko na kilka chwil. Gdy brudna mgła opadła, w powietrzu rozbrzmiało jedno, ostatnie słowo tajemniczej nieznajomej:
- "Longway..."
Sean i Sara obserwowali ze zdumieniem całą tą scenę. Gdy zobaczyli, że Sonia zmierza ponownie w ich stronę, Zaklinaczka zawołała:
- Co to było? Znasz ją? - lecz koleżanka ją zignorowała i ruszyła prosto na Sean'a, uderzając w niego pięściami i krzycząc groźnie:
- Czy Ciebie już do reszty pogięło? Jak mogłeś chcieć ją zaatakować? Czy Ty musisz kierować cannony we wszystko, co się rusza?
- Sonia, uspokój się! - zawołała ponownie Sara - Co w Ciebie wstąpiło? - dodała.
- On chciał ją zaatakować. Wiesz jak mogłoby się to skończyć? - zawołała wściekła Czarodziejka Powietrza.
- Sean, to prawda? - spytała ostrożnie Saga, lecz mężczyzna nic nie odpowiedział - Znasz tą... A tak właściwie to kto to był? - zapytała ponownie Sara.
- Nie jestem pewna, ale mam pewne podejrzenia, bardzo prawdopodobne. - odparła szybko Air Sailor.
- Powiesz coś więcej? - Sara ponownie skierowała pytanie w stronę swojej przyjaciółki.
- Wyjaśnię Wam wszystko po drodze. - rzuciła dziewczyna - Chodźcie, nie ma czasu do stracenia. - dodała po chwili i cała trójka ruszyła w stronę ulicy Longway, zgodnie z prośbą "Białej Damy"
Przyjaciele nie ociągali się. Po kilku minutach znaleźli się na miejscu.
- Czy to w ogóle możliwe? - zapytała Saga Sonię, która rozglądała się dookoła szukając czegoś, co naprowadzi ich na trop April.
- Nie wiem... - odparła dziewczyna - ale wszystko na to wskazuje. - dodała.
Czarodziejka Powietrza nie mogła ustać w miejscu. Przez cały czas obracała się za siebie, rozglądała dookoła w poszukiwaniu jakiejś wskazówki, lecz niczego nie znalazła.
- Nie ma jej tu. - powiedziała po chwili zrezygnowana Air Sailor.
- Nie poddawaj się. - rzuciła pocieszająco Zaklinaczka - Na pewno ją znajdziemy. - dodała spokojnym tonem.
Trójka przyjaciół przemierzała ulicę Longway bardzo uważnie, obserwowali bacznie wszystko co ich otaczało i byli gotowi się bronić. Od czasu do czasu podmuch lekkiego wiatru wzbił w powietrze stare gazety, które swoim szelestem straszyły raz za razem Sonię.
- Uspokój się, nic Ci nie grozi. - powiedziała Sara, gdy reakcja jej koleżanki powtórzyła się kolejny raz.
Air Sailor nic nie odpowiedział tylko wysłał w stronę Zaklinaczki dziękujące spojrzenie.
Przyjaciele krok po kroku przemierzali spokojną ulicę, nie wyróżniającą się spośród innych londyńskich ulic, gdy nagle coś przykuło uwagę Seana.
- Stójcie. - powiedział zdecydowanym tonem zatrzymując wzrok na ciemnej alejce pomiędzy dwoma ogromnymi budynkami.
Dziewczyny zrobiły kilka roków w tył, obrzuciły się pytającymi spojrzeniami i przybrały pozycje bojowe.
Czarodziej Ognia podszedł nieco bliżej mrocznej alejki i pochylił się lekko do przodu chcąc zobaczyć coś więcej, gdy nagle w jego stronę ruszyła jakaś postać.
- Ablatione! - zawołał bez zastanowienia Ignis Veneficus i zniknął w kłębie dymu, pozostawiając po sobie lekki zapach siarki.
Gdy tylko do dziewczyn dotarło, że zostały same, Saga krzyknęła:
- Epulso! - a w stronę tajemniczej postaci pomknęła wiązka energii, która rozbiła się o jej ciało i odrzuciła ją na ścianę stojącego nieopodal budynku.
- Aquam Fluere! - krzyknęła ponownie Saga a nieznanego napastnika pokryła fala mokrej mazi. 
- Flamine! - dodała zaraz po koleżance Sonia, wytwarzając ogromny podmuch wiatru, który zamroził maź i przytwierdził ciało napastnika do muru.
Zaraz po tym, jak zaklęcie Czarodziejki Powietrza przestało działać, na miejscu, na którym wcześniej stał, pojawił się oszołomiony Sean.
Mężczyzna stał plecami do muru i przerażonymi oczyma patrzył na swoje przyjaciółki nie mogąc nic powiedzieć. Dziewczyny również milczały, lecz ich miny mówiły, że nie są złe na Czarodzieja Ognia. Nie minęło kilkanaście sekund od pojawienia się Ignis Veneficus'a, a mężczyzna leżał powalony na ziemi. Zdążył się jedynie odwrócić i zobaczył, że przed jego twarzą znajduje się twarz rozjuszonego wampira. Sean spojrzał na kobietę, która próbowała go obezwładnić i zapytał:
- Julia?
Zaraz po tym wampirzyca rozluźniła uścisk, zeszła z Maga Ognia i pomogła mu wstać.
- O mój Boże, Sean, jak dobrze, że to Ty. Już się bałam, że będę musiała Cię zabić. - powiedziała z ulgą w głosie Julia i przytuliła go do siebie - Sara, Sonia? Co Wy tu robicie? Jak cudownie Was znowu spotkać. - powiedziała z jeszcze większą ulgą wampirzyca i rzuciła się koleżankom na szyje.
- Julia, co Ty tutaj robisz? Gdzie jest Derek? - zapytała od razu Saga.
- Zaraz Wam wszystko wyjaśnię, ale na początek mam prośbę, czy możecie go uwolnić? - zapytała z uśmiechem na twarzy dziewczyna wskazując ręką na uwięzionego w zamrożonej mazi chłopaka.
- O mój Boże! - krzyknęła przestraszona Sonia - To był Derek? - zapytała - Finite! - dodała po chwili a lód zmienił się w tą samą klejącą maź, jaką wyczarowała Sara.
- Retrorsum! - zawołała zaraz po tym Zaklinaczka co sprawiło, że cała breja zniknęła.
- No dziewczyny... - zaczął wampir - powiem Wam, że umiecie dać kopa. - skończył z uśmiechem na twarzy.
- Derek przepraszamy, nie wiedziałyśmy, że to byłeś Ty. - zaczęła tłumaczyć się Air Sailor, lecz mężczyzna stał już koło nich i czule je przytulił.
- Nieźle mnie przestraszyłeś. - powiedział Sean - Ale najważniejsze, to robić groźne, pierwsze wrażanie, prawda? - zapytał  z nutką dowcipu w głosie na co wampir tylko wyszczerzył zęby i przybił z Magiem Ognia "piątkę".
W tej chwili cała paczka znajomych zapomniała o tym, że wszyscy mieli ruszyć na pomoc Apirl. Zajęli się sobą a pośród nich zapanowała radosna i beztroska atmosfera. Nagle kilka przecznic od nich coś grzmotnęło i w powietrze wyleciała jakaś oszołomiona masa, która uderzyła żałośnie w ziemię i wydała zduszony jęk bólu.
- April! - zawołała od razu Sonia, która pierwsza ruszyła do źródła hałasu.
Jej towarzysze popatrzyli po sobie i zaraz ruszyli w jej ślady. Po kilkunastu sekundach wszyscy byli przy, jak się okazało, zabitym wilkołaku.
- Aqua Matre! - usłyszeli znajomy krzyk ze stojącego obok bloku.
- Szybko! - pośpieszyła przyjaciół Air Sailor i pobiegła do budynku.
Im wyżej była, dziewczyna słyszała coraz więcej. Coraz wyraźniejszy głos, zaraz, dwa głosy, które rzucały zaklęcia. Zaraz po tym usłyszała wycie i kłapanie paszczy, dzikiej i zwierzęcej paszczy. Wszystko chodziło jak w zegarku. Zaklęcie, odgłos dzikiego zwierza, potem na chwilę wszystko ucichało i zaczynało się od nowa. Czarodziejka Powietrza dotarła wreszcie na miejsce. Stała teraz przed drzwiami mieszkania numer 407. Pełna obaw, drżącą ręką sięgnęła po klamkę i nacisnęła ją. Gdy popchnęła drzwi nie spodziewała się zobaczyć tego, co działo się w środku. 
Po środku mieszkania stały jej przyjaciółki, Apirl i Kinga, które otoczone przez watahę wilkołaków walczyły z nimi jak tylko umiały. Sonia wiedząc, że nie ma na co czekać, wbiegła do środka by pomóc Czarodziejkom. Ledwo przekroczyła próg a w jej stronę rzuciły się dwa lykantropy.
- Epulso!
- Aeterna Flamma!
Air Sailor usłyszała za plecami głos Sary i Seana i w jednej chwili obok niej pomknęła wiązka energii i ognisty cannon, które powaliły atakujące dziewczynę bestie.
Wtedy do mieszkania wpadły kolejne cztery osoby.
- Na środek! - zawołał Czarodziej Ognia i wszyscy stworzyli koło na środku pokoju, stojąc do siebie plecami.
- Co Wy tu robicie? - krzyknęła zdziwiona April.
- To długa historia. - odparła Sonia - Air Sudore! - dodała nagle powalając wilkołaka.
Teraz całe mieszkanie wypełniły krzyki czarujących przyjaciół.
- Igneus Avem! - zawołał Ignis Veneficus, który zaczął miotać ognistymi bombami, podpalając coraz więcej bestii.
- Terreni Pungo! - rzuciła April, po czym z podłogi, ze ścian i z sufitu zaczęły pojawiać się ziemne słupy, miażdżąc i przyciskając lykantropy.
- Fluctui! - wykrzyczała Kinga, zalewając napastników lodowatą wodą, paraliżując ich jednocześnie.
- Frigus Ventus... - szepnęła Sonia, widząc efekt zaklęcia Czarodziejki Wody.
Gdy Air Sailor rzuciła swój czar, sparaliżowane i mokre wilkołaki zesztywniały i zamieniły się w lód.
- Sidera! - powiedziała Zaklinaczka i wystrzeliła w zamrożone cele energetyczne wiązki, które rozwaliły bestie na drobne kawałeczki.
W międzyczasie ledwo zauważalni, Julia i Derek,  pojawiali się przy bestiach, rozszarpywali im gardła, zabijali je, po czym znikali i w mgnieniu oka pozbawiali życia kolejnego lykantropa.
Po kilku minutach intensywnej walki mieszkanie było pełne martwych wilkołaków. Widok był przerażający. Ściany zbryzgane krwią, porozrywane części ciała porozrzucane tu i tam doprawiały dziewczyny o mdłości, unoszący się w powietrzu smród palonego futra tylko potęgował odruch wymiotny.
Gdy wszystko się uspokoiło przyjaciele zaczęli wymieniać spojrzenia. Jedne były dziękujące, drugie przepraszające a jeszcze inne pytające. Wszyscy odetchnęli z ulgą myśląc, że to już koniec.
- Sonia! - zawołała Czarodziejka Ziemi i ruszyła w stronę przyjaciółki - Co Wy tu... - dziewczyna nie zdążyła dokończyć bo do mieszkania przez wybite okno wpadł kolejny wilkołak i ruszył w jej stronę.
- Igniter! - krzyknął Sean, wyciągnął swoje katany i oddzielił łeb bestii od reszty ciała.
Przerażona April nie wiedziała co powiedzieć. Spojrzała na Seana ze łzami w oczach, na co on przytaknął.
Chwilę później kolejny wilkołak wskoczył przez to samo okno, lecz zaraz padł martwy na ziemię a w jego łbie tkwiła długa, czarna, dobrze zaostrzona strzała.
- Co się tutaj dzieje? - zapytała zdziwiona Julia.
Zaraz po tym na parapecie wciąż tego samego okna pojawiły się włochate łapy, które z trudem chciały dostać się do środka. Kilka sekund później przyjaciele mogli dostrzec łeb, który za wszelką cenę gramolił się do wewnątrz. W pokoju nastała głucha cisza. Wszyscy wstrzymali oddech i obserwowali tę scenę. Nagle powietrze przecięła kolejna czarna strzała, pozostawiając po sobie syk i przebiła czaszkę lykantropa. Łapy i łeb wilkołaka zniknęły za ścianą a martwe ciało bestii gruchnęło w ziemię pozostawiając po sobie głuchy brzdęk.
- Co to do cholery ma znaczyć?! - zawołała Julia, tym razem przerażona.
- Ktoś Nas obserwuje, a raczej ktoś nad Nami czuwa. - opowiedział jej Sean, który wyglądając przez okno zauważył na dachu budynku, stojącego po przeciwnej stronie ulicy, tajemniczą postać, którą już kiedyś widział.
Sara i Kinga rzuciły w jego stronę podejrzliwe spojrzenia, ale po chwili ich uwagę przykuło coś innego, dziwnego.
Mieszkanie zaczęło się ruszać, z kuchni dochodziły dźwięki drgającego szkła, z sufitu sypał się tynk a z zewnątrz dochodził łomot łap, który z każdą sekundą stawał się coraz bardziej wyraźny.
- Co znowu tym razem? - zapytała z wyrzutem Julia, która miała dość tego dziwnego dnia.
Kinga zobaczyła, że Ignis Veneficus od kilkunastu sekund wpatruje się w jakiś punkt. Dziewczyna podeszła więc do niego, stanęła przy oknie i zobaczyła, że w stronę bloku, w którym się znajdowali, w stronę mieszkania numer 407 zmierza ogromna wataha wilkołaków. Było ich mnóstwo, setki a może i tysiące.
Przerażona Auguratricis Aqua powoli cofała się i jedyne co mogła wtedy z siebie wydusić, to:
- Przygotujcie się.
No dźwięk tych słów po przyjaciołach przebiegła fala strachu zmieszana ze zdenerwowaniem. Kilka chwil niepewności, w ciągu których serca łomotały im jak młoty, zmieniły się w martwy moment, gdy już do każdego z osobna doszła wiadomość o tym, co kierowało się w ich stronę.
- Już po Nas. - rzuciła przerażona Julia, która nawet będąc wampirem wiedziała, że aby przeżyć kolejne kilkanaście minut, będą potrzebowali cudu.
- Nie poddamy się bez walki. - zawołał Sean przyjmując postawę bojową.
Wilkołaki były już pod mieszkaniem Kingi. Pusta dotychczas ulica zamieniła się teraz w ciemną, ciągle ruszającą się masę. W panującym harmidrze można było dostrzec pewien porządek. Przemieszczające się wciąż wilki zaczęły stawać w dziwnie odpowiadających sobie liniach. Kilka kresek połączonych w dziwny, jak na początku myśleli przyjaciele, kształt.  Zaskakujące zachowanie lykantropów sprawiło, że na moment każdy odetchnął z ulgą.
- Phylacterium... - szepnęła po chwili Auguratricis Aqua, która rozpoznała znajomy kształt w obrazie przedstawionym przez bestie.
- O czym Ty do cholery mówisz? - zapytała zdenerwowana April.
Czarodziejka Wody nic nie odpowiedziała, tylko wyciągnęła rękę przed siebie i wskazała na ulicę.
- No nie, zwariowała! - krzyknęła Sonia, która myślała, że jej koleżanka sobie żartuje.
- O nie. - odparła na to wszystko Julia, która zbliżyła się do okna by lepiej zobaczyć co się dzieje - Ma rację. - dodała po chwili wyciągając przed siebie dłoń, na której miała wypalony taki sam symbol, jaki widniał na medalionie Shirley.
Po tym co powiedziała i po tym, jak pokazała przyjaciołom swój wypalony znak, który był częściową karą za użycie Phylacterium, wszyscy wzięli tę sprawę na serio.
- No dobra... - zaczęła Sara - ale przecież my już nie mamy medalionu Twojej babci. - powiedziała zwracając się do stojącej nieopodal April.
- Nic z tego nie rozumiem. - rzuciła obojętnie Natura Tellus'a nie zważając na to, co do niej mówiono.
W mieszkaniu rozgorzała gorliwa dyskusja na temat medalionu, gdy nagle z ulicy Longway do uszu przyjaciół dobiegł męski głos:
- Wiem, że go macie. Jest nas więcej. Jesteśmy silniejsi.
Po tych słowach Kinga zamarła. Ona wiedziała do kogo należał ten głos, już go wcześniej słyszała, widziała jego właściciela.
- Kinga, co jest grane? - zapytał Derek, który zauważył dziwną reakcję swojej koleżanki.
- HANS. - odpowiedziała bezgłośnie dziewczyna, po czym cała paczka znajomych odsunęła się od okna.
Nastała głucha cisza. Nikt nic nie mówił. W tej chwili w pokoju można było usłyszeć tylko szybkie, płytkie oddechy, w które czasami wpadały dźwięki przełykanej śliny.
- No tak... - zaczął mężczyzna - sami tego chcieliście. Na nich! - dodał po chwili i wszystkie zebrane pod blokiem lykantropy rzuciły się do ataku. Kilka najszybszych bestii od razu zostało powalone przez długie, czarne strzały, których właściciel znikł w mgnieniu oka.
- To już. - powiedziała April - Umrzeć z Wami to dla mnie zaszczyt. - dodała, po czym wszyscy Magiczni zaczęli rzucać swoje zaklęcia, a Julia z Derekiem rzucili się w wir walki z szablami, które niegdyś wisiały na ścianie a teraz przykryte były pod kilkogramami gruzu, w dłoniach.
Walka była przesądzona z góry. Wilkołaków było za dużo. Z coraz większym  trudem przyjaciele powstrzymywali ich przed wtargnięciem do mieszkania. Zapowiadało się na rychły koniec walki, gdy nagle z pokoju obok wyszła Kira, która widząc wilkołaka wchodzącego przez okno krzyknęła:
- Protege Vis! - a w stronę bestii pomknęła wiązka światła, wyrzucając lykantropa w powietrze, jednocześnie tworząc na oknie obronna tarczę.
- Mamo! Co Ty robisz? - pytała przerażona Kinga, gdy jej matka ruszyła w stronę zauroczonego okna.
- Córeczko... - zaczęła Kira - Kocham Cię. - dodała, po czym krzyknęła:
- Suctu! - i wystrzeliła przez okno w powietrze a chwilę później opadła swobodnie na ziemię.
Wilkołaki zamarły. Żaden ani drgnął bez wyraźnego polecenia Hansa, który widząc matkę Czarodziejki Wody przed sobą powiedział jedynie:
- Immobilita. - co sprawiło, że w stronę Kiry pomknęło czarne jak smoła zaklęcie.
Kolor uroku oznaczał, że było to jedno z najgorszych, najciemniejszych i najbardziej śmiertelnych zaklęć.
Mężczyzna z uśmiechem na twarzy patrzył na kobietę, która szepnęła:
- Levem clypeum... - a w okół niej pojawiła się łuna światła, od której zaklęcie Hansa odbiło się i ugodziło w kilkanaście bestii.
- Brać ją! - krzyknął zdenerwowany mężczyzna przerażony tym, że Kira odbiła jego zaklęcie, które do tej pory było w stu procentach skuteczne. 
W jednej chwili czarna masa futra pomknęła na stojącą po środku ulicy kobietę, która widząc biegnącą w jej stronę córkę krzyknęła:
- Shirley, miej na nią oko! - patrząc gdzieś w powietrze, po czym dodała ze łzami w oczach:
- Lux Supernova.
Po tych słowach ciało Kiry zniknęło w oślepiającym blasku. Chwilę po tym łuna światła skumulowała się przed piersiami kobiety i rozbryznęła z niewyobrażalną siłą. Moc zaklęcia niszczyła nacierające bestie. Niesamowity efekt osiągnięty dzięki niszczycielskiej sile zaklęcia w mgnieniu oka zamienił lykantropy w maleńkie kupki popiołu. Na ulicy Longway został tylko Hans, który z najwyższym trudem utrzymał zaklęcie tarczy i paczka przyjaciół, przed którymi stanęła bariera niebieskiej łuny, przemieniając niszczycielską falę uderzeniową w delikatny pyłek, który po chwili znikał nie dolatując nawet do ziemi.
Po kilkunastu sekundach wszystkie zaklęcia przestały działać. Uśmiechająca się Kira, przerażony tym co się stało Hans i paczka przyjaciół stali w równych odstępach od siebie tworząc trójkąt.
- Aresta, Salvio Hestia, Lakarne! - zawołał po krótkiej chwili ciszy Hans.
Jego zaklęcia poszybowały w stronę przyjaciół a ich kolory były odpowiednio szare, brunatne i czarne.
- ARESTA MOMENTO! - rozbrzmiał w powietrzu kobiecy głos a zaklęcia Czarownika stanęły w miejscu po czym zostały zdezaktywowane.
- TORPOR! - zagrzmiał ponownie ten sam głos a Hans padł oszołomiony na ziemię.
Zdezorientowani przyjaciele rozglądali się w poszukiwaniu Czarownicy, która ich ocaliła, lecz nikogo w pobliżu nie było.
- Babcia? - zapytała April, która zauważył wyłaniającą się zza Kiry postać - Babcia. BABCIA! - zaczęła krzyczeć i pędem rzuciła się na Shirley.
- April Kochanie, jak to dobrze, że nic Ci nie jest. - odpowiedziała Shirley z radosnym uśmiechem na twarzy.
- Gdzie Ty byłaś? Co się z Tobą działo? Czemu wcześniej mnie nie odnalazłaś? - pytała zapłakana Natura Tellus.
- Nie teraz dziecko, nie tutaj. - odparła szybko Shirley i odwróciła się, bo teraz Kinga ruszyła w stronę matki.
Obie kobiety wyciągnęły ku sobie ręce z tym, że Kira stała w miejscu a Kinga biegła. Gdy Czarodziejka Wody dobiegła do mamy i lekko musnęła palcem jej dłoni, Kira rozpłynęła się w powietrzu jak dym, pozostawiając po sobie głuchy brzdęk metalu. 

Czytasz = Komentujesz

Wasze komentarze motywują do dalszej roboty. Dzięki nim wiem czego chcecie więcej, na czym się bardziej skupić i jakie wątki dalej rozwijać. Może ten wpis jest krótki, ale zaczynam dalej dodawać coś świeżego :) 

Zapraszam do "Obserwowania" na Facebook'u i Lajkowania fanfage'a :)
Wszystkich informacje na dole posta. 

 
________________________________________
https://www.facebook.com/konrad.luszczek?ref=tn_tnmn - chcesz być na bierząco? Klikaj "Obserwuj"!
https://www.facebook.com/pages/The-Vampire-Avenue/612890052059666?ref=hl  - chcesz dowiadywać się o wszystkich aktualnościach bloga najszybciej, jak to tylko możliwe? Klikaj "Lubię to!"







7 komentarzy:

  1. No, nareszcie trzecia część patronki!
    Szczerze?
    Jest genialna!
    Bardzo mi się podobało, super to walka z wilkołakami.
    Niezła akcja, była płynna, ale zrozumiała i poszczególne wydarzenia się nie mieszały ze sobą, nawet gdy tępo akcji było przewrotne.
    Po prostu świetnie!

    Shirley się odnalazła, ale matka Kingi zginęła (wnioskuje z tego, że kobieta rozpłynęła się, gdy tylko Kinga jej dotknęła).
    Szkoda.
    Ale jest Shirley, ona pomoże im wszystkim.
    To mi się podoba!

    Zostaje mi jedynie czekać na kolejny rozdział.

    No nic.
    Pozdrawiam i życzę Ci weny!
    Czekająca z niecierpliwością na nn,
    Reasy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, jeszcze coś.
      Chętnie stworzyłabym postać, ale jak na razie nie mam czasu.
      Zobaczę, może mi się uda ;)

      I jeszcze jedno.
      Wiem, że mój wcześniejszy blog był o tematyce, która by Cię zbytnio nie interesowała, ale teraz mam nowego bloga.
      Jest to horror, ale jak na razie akcja jeszcze się nie rozwinęła - mam dopiero prolog i rozdział pierwszy.
      Jeśli Cię to interesuje, to zapraszam : http://other-world-story.blogspot.com/
      Nie ukrywam, że byłoby mi bardzo miło, gdybyś wstąpił i skomentował :)
      ~Reasy

      Usuń
    2. Nie ma problemu :)
      poczytam tylko muszę przejechać podłogi mopem i poodkurzać ;_;


      :D
      i dzięki, że jestem ze mną przez cały czas <3

      Usuń
  2. Heeej. :-) Trafiłam na twojego bloga dzięki Reasy. Szczerze? Nie żałuje! ;3
    Patronka jest bardzo ciekawą opowieścią a jej III cześć przebija dwie poprzednie. xDD
    Walka z wilkołakami wyszła naprawdę ciekawie - opisałeś to wprost świetnie. To była epicka walka, ot co. :)

    Masz lekki i przyjemny styl, więc czytało się z przyjemnością. Podoba mi się jak dawkujesz akcję i wprowadzasz taki fajny klimat. xD
    Mogę się również zachwycać nad opisami, nad kreacją bohaterów (moje serce jest u Sonii <3). Jak dla mnie - rewelacja! Dodaję do linków i obserwowanych.


    Pozdrawiam, Literacka N.
    http://nowa-prawda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa :*

      Postaram się Ciebie i wszystkich pozostałych nie zawieść :)

      Niedługo kolejny rozdział :)

      Jeszcze raz wielkie DZIĘKUJĘ :*

      Usuń
  3. Ten rozdział byl dla mnie smutny. Kinga, która ledwo co odnalazla rodzicow już musiała się z nimi rozstać przez głupiego, tłustego i śmierdzącego Hansa. Aż się popłakałam na końcu.

    OdpowiedzUsuń
  4. I przepraszam, że teraz pisze ten komentarz, ale lubie czytać od początku blogi i komentować jak coś mnie zaszokuje. :)

    OdpowiedzUsuń